wtorek, 8 października 2013

Początki...

Za formalny początek szyciowego zachwytu uznaję łucznikowy konkurs "Patchworkowe wakacje", który wzbogacił mój majątek o śliczną maszynę Kinga 2011. Zanim w domu pojawiła się maszyna do szycia, wszelkich uszytków dokonywałam ręcznie. W sumie tak od roku, bo właśnie wtedy pojwiła się ta myśl o tym, aby coś doszyć, odpruć, zmienić, stworzyć :) Pierwszym ubraniowym wyczynem była lniana sukienka, w całości uszyta ręcznie, którą znajdziecie na zdjęciach poniżej. Wrzucam także zdjęcia spodenek, które zostały nagrodzone w konkursie Łucznika. Szorty, tak jak sukienka, szyte były ręcznie i nie ukrywam, że jestem dumna z siebie niezwykle, że w ogóle znalazłam w sobie chęć i mobilizację do ich wykonania. No a nagroda, co tu dużo mówić: popłakałam się, gdy zobaczyłam wyniki! Moje szycie ma dla mnie charakter głownie terapeutyczny: szyję na smutki. Ilekroć mam zły dzień: siadam do maszyny :) To mnie relaksuje, daje niesamowitą radość i pozytywnie nastawia do kolejnego dnia! Polecam serdecznie!







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz